Zeznanie VII (LPR/7/2015)

logo-wybrane_LPR-white

 

Słoń
Gosia

 

To dla Ciebie zaskoczenie, że zdecydowałaś się ze mną porozmawiać o liniach papilarnych raka?
Właściwie tak… Gadułą raczej nie jestem. Może czasem mnie poniesie i jak to mój przyjaciel mawia – zdarza mi się „słowotok”. Myślę, że czasem trzeba się wygadać, tak dla zdrowia. Mówić o przysłowiowych pierdołach, pogadać o wszystkim i o niczym. Ale w naszej rozmowie sprawa jest raczej poważna. A więc od początku…

Co oznacza dla Ciebie choroba? Z czym wiąże się to, że człowiek zachoruje? I to zachoruje onkologicznie?
Teraz choroba dla mnie nic już nie znaczy. Może o niej zapomniałam, może wyparłam z pamięci, a może nie chcę pamiętać i już. Czasami tylko, kiedy patrzę w lustro, w samotności spoglądam na „pamiątki” tamtych przeżyć. Czy były nieprzyjemne? Trudno powiedzieć. Lekko nie było, przewróciło się wszystko do góry nogami, ale dawałam radę, wszyscy dawaliśmy radę. Najważniejsze, że nie byłam sama. Choroba onkologiczna, to taka dziwna choroba. Jesteś zdrowa, nic ci niby nie jest, nie kaszlesz, nie kichasz, nie masz gorączki ani dreszczy, właściwie nic cię nie boli, ale robisz badania okresowe i tu raptem wiadomość, że jesteś ciężko chora. Czekają cię operacje, zabiegi, chemia… I dlatego wciąż zadaję sobie pytanie, o co w tym wszystkim chodzi? Tak mi zostało. Czasami zdarza mi się pomyśleć, że tak naprawdę ktoś się pomylił, że to wszystko nie było potrzebne. Wiesz, przypomniałam sobie pewną historyjkę obrazkową. Widać na niej napis – „Czym się różni kobieta z rakiem piersi od przeziębionego mężczyzny? Ona daje radę, a on umiera”. I to chyba tak właśnie ze mną było.

Czy w Twojej rodzinie ktoś wcześniej chorował na nowotwór? Czy „spodziewałaś się”, że jesteś nią zagrożona?
Można powiedzieć, że jestem czarną owcą w rodzinie. Wszystko, co jest niechlubne, spada właśnie na mnie. Rozwód, zbuntowane dziecko, rak też. Ciekawe, co jeszcze mnie spotka. Ale wiesz, to ma swoje uroki, przynajmniej nie ma nudy. Teraz to już wszystkiego mogę się spodziewać, chociaż o raku przedtem nigdy nie myślałam. Z rakiem uważam jest tak, jak z innymi chorobami. Cukrzyca, choroby serca, czy układu oddechowego – wszystko to może nas zabić. Najbardziej szkodliwa dla zdrowia jest myśl, że coś mi się stanie, albo coś zaszkodzi. Myślę, że najbardziej nas wyniszczają nasze nieuzasadnione lęki.

Jak uważasz, czy to dobrze mieć świadomość prawdopodobieństwa, że zachoruje się na raka? Czy to właśnie wtedy mogą pojawić się te nieuzasadnione lęki? Co daje taka świadomość albo co zabiera? Może warto zdawać sobie z tego sprawę i regularnie się badać, nawet kosztem tych lęków?
Chyba każdy z nas żyje z jakimś piętnem, nikt nie jest doskonały, dziedziczymy po naszych bliskich i dobre, i złe geny. To jak przestroga, jak znak ostrzegawczy na drodze. Zwolnij – ostry zakręt, wyboje, uwaga droga z pierwszeństwem przejazdu. Ale czasem trzeba w tej podróży się zatrzymać, skorzystać z miejsca odpoczynku podróżnych, złapać głęboki oddech przed dalszą podróżą. Strach jest rzeczą naturalną, każdy z nas boi się tego, co nieznane, czego jeszcze w życiu nie doświadczył. Lęk jest czymś irracjonalnym, nieuzasadnionym. Dlaczego boimy się pająków, wysokości, zamkniętych pomieszczeń, czy czarnego kota? Świadomość faktu, że możemy zachorować spowoduje, że będziemy bacznie zwracać uwagę na stan naszego zdrowia, będziemy się częściej kontrolować i robić badania okresowe. Lęk może dodatkowo spowodować głębsze zmiany w naszej psychice, może być czynnikiem wywołującym i potęgującym zmiany chorobowe. Nie strach, nie krótkotrwały stres, lecz nieuzasadnione lęki są tym, co zabiera nam radość życia i je samo.

Jaki sens ma „walka” z chorobą?
Powtarzam wszystkim, że z chorobą nie walczyłam. Po prostu poddałam się fali. Obserwowałam ludzi i wydarzenia. Był to czas na analizę całego mojego dotychczasowego życia. Choroba obnaża nie tylko nasze słabości, ale również słabości naszych bliskich. Pokazuje prawdziwe oblicza.

Brzmi tak, jakbyś wyciągnęła z tych obserwacji bolesną dla siebie lekcję? Co masz na myśli? Czym mogą być takie słabości – własne i osób nam bliskich?
Wyciągnęłam wnioski. Czy lekcja była bolesna? Raczej nie. To jak zabieg okulistyczny przywracający ostrość widzenia. Nie potrzebujesz już okularów. Nie musisz już korygować rzeczywistości. Widzisz ją i przyjmujesz taką, jaka jest.

Gdybyś mogła zamienić się miejscami z lekarzem, to co wypisałabyś na recepcie pacjentom onkologicznym?
Na prawdziwych lekach się nie znam, więc recepty pozostawię lekarzom. Ze swojej strony mogę tylko powiedzieć – przestańcie się bać. Lęk i strach zabija w nas życie, nie choroba. A śmierć? Kiedyś ktoś ładnie powiedział, że nieważna jest długość życia, ważna jest jego jakość.

Na co odważyłaś się po wyleczeniu, a na co być może nie znalazłabyś w sobie determinacji przed zachorowaniem?
Po pierwsze na rozwód. Nie chciałam się więcej bać. Po drugie na niezależność. Założyłam własną firmę. I śmieję się, że zamieniłam szpilki na kalosze, kabriolet na terenówkę i w końcu jestem szczęśliwa.

Co pomogło Ci odzyskać kontrolę nad swoim życiem po tym, jak usłyszałaś diagnozę? Kiedy to nastąpiło?
Niepełną diagnozę usłyszałam przez telefon, kiedy byłam u koleżanki. „Pan doktor chciał z panią porozmawiać” – wszystko było już jasne…
Mam wrażenie, że nie straciłam kontroli nad swoim życiem. Był to moment, kiedy ścisnęłam mocniej ster w swoich rękach, a w moim życiu zaczęło się coś dziać…. Głupio brzmi, ale tak było. Teraz jazda po śliskiej nawierzchni wydaje mi się dziecinnie prosta.

Co powiedziałabyś kobietom, które mają wrażenie, że życie wymknęło im się z rąk, że mają poczucie utraty kontroli nad nim?
Przypomniał mi się film „Życie jak dom”. To historia człowieka, który dowiaduje się, że umiera. Jego marzeniem było wybudować dom, ale do tej pory mu się to nie udało. Teraz zostaje mu kilka miesięcy życia i co robi? Tak, podejmuje się budowy domu. Czy mu się udało? Obejrzyjcie film. Ja przez pół filmu wycierałam nos w chusteczkę. Z powodu choroby nie porzucajcie swoich marzeń, może to czas żeby pozbyć się ciążących rzeczy, podjąć trudne decyzje, poprawić relacje z bliskimi, zrobić coś dla nas „wielkiego”, co wydawało się niemożliwe do zrobienia.

Czy to znaczy, że dziś sprawniej radzisz sobie z problemami? Z czego to wynika?
Nie wiem, czy sprawniej. Na pewno szybciej zabieram się do ich rozwiązywania. Nie załatwione sprawy męczą, niepotrzebnie stresują, no i dopóki nie wezmę się za ich załatwianie, w mojej głowie urastają do gigantycznych rozmiarów. Sprawa załatwiona i po stresie.

Uważasz, że dzieci powinno się chronić przed informacjami o chorobie rodzica, czy może lepiej żeby byli świadomi tego, co dzieje się w związku z leczeniem?
Pytanie z tych dla mnie oczywistych, chociaż trudne. Nigdy nie uważałam, że przed dziećmi należy cokolwiek ukrywać, ale trzeba to dawkować i podawać w odpowiedniej formie, jak lekarstwo. Przedawkowanie leku jak i pewnych informacji może prowadzić do niekontrolowanych reakcji. Z drugiej strony ukrywanie informacji, kiedy w końcu i tak dziecko się dowie, może skutkować negatywnymi emocjami. Jeżeli coś przed kimś ukrywamy, może to zostać odebrane jako brak zaufania do drugiej osoby, a podstawą udanych relacji międzyludzkich jest przede wszystkim zaufanie. Nikt nie chce być oszukiwany.

Czy masz miejsce, w które uciekasz, by złapać życiową równowagę, odzyskać harmonię? Taki swój azyl?
Brakuje mi takiego miejsca. Tak właściwie nigdy go nie miałam. Siedzi ono jedynie w mojej głowie. Bezludna wyspa, plaża, nie ma nikogo, siedzę sama, szukam muszli w ciepłym piasku, szum morza, mewy, czuję się jak małe dziecko, niewinnie, nie ma problemów…

Twoje życie związane jest z wodą. Z czym kojarzy Ci się woda? W czym pomogło Ci żeglarstwo, kontakt z wodą?
Kocham wodę, woda mnie uspokaja, stanowi przestrzeń, która odcina od lądu, od przyziemnych spraw, od problemów. Lubię pływać. Wstać o poranku i popłynąć wpław na środek jeziora, uczucie bezcenne. A żagle, po prostu łapię w nie wiatr, jak w życiu.

Jak traktujesz każdy nowy dzień? Jak celebrujesz ważne dla Ciebie i Twoich najbliższych momenty?
Każdy nowy dzień jest piękny. Każdy moment jest dla mnie ważny. I nie takie wielkie wydarzenia, tylko te małe chwile, kiedy zadzwoni przyjaciółka, syn powie „kocham cię mamo”, kolega podaruje komplement, ktoś zaprosi na kawę, czy nawet fakt, że mogę podzielić się z Tobą moimi przeżyciami.

Dlaczego Twoim zdaniem warto mówić o swojej chorobie, leczeniu, powrocie do zdrowia?
Dając komuś coś dobrego, powróci to do ciebie. Mówiąc o chorobie, staram się wyrazić troskę o drugiego człowieka i na swoim przykładzie pokazać, że to nie jakiś koniec świata, ale początek nowego życia, które dostaliśmy w nagrodę za dotychczasowe, trochę marne, trochę nijakie, zmęczone i niepoukładane.

Jak w takim razie opisałabyś różnicę między Gosią przed chorobą, a Gosią po leczeniu?
Nastąpiła znaczna przemiana. I to może nie sama choroba spowodowała przemianę, jak fakt, że przy tej okazji poznałam wiele osób, które pomogły mi uwierzyć w swoją siłę i w swoje umiejętności. Przekonali mnie, że chcę, że potrafię, że już się nie boję. I jeżeli czasem pogubię się w życiu, to uparcie idę do przodu.

Gdybyś miała w jednym słowie zamknąć swoje doświadczenie onkologiczne, to byłoby to słowo…
Mam przyjaciela, który ciężko chorował. Kiedy się o tym dowiedziałam, bardzo to przeżyłam. Mieliśmy wtedy po 18 lat i chyba się trochę w nim podkochiwałam. Moja babcia powiedziała mi wtedy tacy ludzie tak szybko nie umierają. Mówiliśmy na niego Słoń

– przesłuchanie prowadziła psycholog Marzena Gmiterek


DSC_3605 copy

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Linie Papilarne Raka to projekt realizowany przez Stowarzyszenie Pomocy Chorym Onkologicznie „Różowe Okulary”. Przyjęliśmy założenie, że każdy kto doświadczył choroby nowotworowej, zrobił to po swojemu. A rak odcisnął na zawsze w jego życiu swoje linie papilarne. Z zaciekawieniem poznajemy historie pacjentów, którzy dzieląc się swoimi przeżyciami, pokazują rzeczywistość, jaką staje się życie z nowotworem. Prezentowana wystawa przedstawia kobiety, które opisują swoje historie i mają nadzieję, że inni znajdą w nich wskazówki dla siebie. Każdy choruje inaczej, ale mając za przykład drogę innego pacjenta, można mieć punkt zaczepienia do stworzenia własnej drogi zdrowienia. Te kobiety łączy jedno:
chcą żyć….
szczęśliwie żyć….
jak najdłużej żyć.

nmb_logo ds_logo